Louis
-Jeszcze chwila i jedziesz sam! -krzyknął Liam z dołu.
-Przecież mamy jeszcze godzinę! -odpowiedziałem niemrawo, ale raczej nikt mnie nie usłyszał, lub po prostu chłopacy to zignorowali.Z głośnym ziewnięciem wyczołgałem się spod kołdry i usiadłem na brzegu łóżka. Byłem jeszcze bardzo zmęczony, chodź była już dziesiąta, a ja przeważnie o tej godzinie byłem na nogach. Jednak wczoraj wieczorem długo nie mogłem zasnąć. Gdy tylko zamykałem na chwilkę oczy w mojej głowie pojawiał się dokładny obraz Samanthy -dziewczyny, którą spotkałem wczoraj pierwszy raz, lecz wydawało mi się, że znamy się od zawsze. Choć nasza rozmowa była bardzo krótka, była także bardzo przyjemna, a czas leciał niemiłosiernie szybko, gdy patrzyłem w jej piękne, duże, błękitne oczy. Jednym słowem: polubiłem ją. I oby nie było to nic więcej.
Otrząsnąłem głowę z wszystkich myśli i udałem się w stronę łazienki. Wziąłem szybki prysznic, który jak zawsze rano orzywił moje wszystkie mięśnie i do końca rozbudził. W bokserkach udałem się do pokoju, a z szafy wyjąłem czyste ubrania. W dość szybkim tępie nałożyłem je i wyszedłem z pokoju trzaskając lekko drzwiami.
-Smacznego! -zawołałem na wejściu do kuchni, witając się z chłopakami, którzy sporzywali właśnie śniadanie.
-Louis... Przez ciebie jak zwykle się spóźnimy. -powiedział Liam z wyrzutami.
-No właśnie Lou! Mógłbyś szybciej ruszać tym swoim seksownym tyłeczkiem. -zaśmiał się Harry, czym jak zwykle poprawił mi humor.
Usiadłem do stołu i zrobiłem sobie kilka kanapek, by po chwili w mgnieniu oka je zjeść.-O której zaczyna się ten wywiad? -zapytałem wstając od stołu.
-O 11, ale musimy przyjść tak piętnaście minut wcześniej. -odpowiedział Zayn.Spojrzałem na zegar wiszący obok lodówki: 10.30
Udałem się jeszcze raz do pokoju, by ułożyć włosy. Trochę żelu, pare razy przeczesać je grzebieniem i gotowe! Zbiegłem szybko po schodach, lecz na dole nikogo już nie zastałem, tak więc wziąłem klucz leżący na stole i wychodząc z domu zakluczyłem drzwi, a na podjeździe ujrzałem samochód. Chłopacy siedzieli już w środku. Dołączyłem do nich, a szofer zawiózł nas pod jakieś studio. Razem wysiedliśmy z auta i szybkim krokiem poszliśmy w stronę wielkiego budynku, a następnie do charakteryzatorni, gdzie poprawili nam nasze fryzury i lekko upudrowali. Gotowi weszliśmy do głównego studia, gdzie przy stoliku siedział już prowadzący.
-Siadajcie już za chwilę zaczynamy.- polecił nam. Wykonaliśmy polecenie i już pochwili zajęliśmy miejsca na wielkiej sofie. Od lewej siedział Niall, potem ja, obok mnie Harry, Zayn i Liam. -Witamy w naszym programie! -wykrzyknął prowadzący. -Dziś gości u nas zespół, który w ciągu kilku lat podbił serca milona nastolatków! Chyba wiecie o kogo chodzi? -na widowni rozległy się oklaski i krzyki. -One Direction! -wykrzyknął prowadzący, a kamera została skierowana prosto na nas.
Przywitaliśmy się i zaczęła się rozmowa. Jak zawsze te same, lub chociażby podobne pytania, na które odpowiedzi nauczyliśmy się prawie na pamięć.
-Tak więc nic między wami się nie zmieniło? Nadal jesteście piątką chłopaków kochających się jak bracia? -zapytał nas mężczyzna.
-Oczywiście! Wszystko między nami jest idealnie. Jak w każdej przyjaźni zdarzają się kłótnie, jednak szybko o nich zapominami. Przeważnie dzięki Louisowi, który potrafi rozśmieszyć nas do łez. -odpowiedział Harry, uśmiechając się w moją stronę.
-A, jak układa się wam z waszymi dziewczynami? Coś się zmieniło? Harry, Niall macie kogoś na oku? -redaktor zadał kolejne pytanie, obserwując czujnie nasze reakcje.
-Między mną, a Perrie jest świetnie. Z każdym dniem kochamy się coraz bardziej. -odpowiedział Zayn bez namysłu, na co widownia zrobiła głośne 'uuuu'.
-Danielle jest tą jedyną. Nie wyobrażam sobie życia z kimś innym. Ostatnio zaistniała między nami dość poważna sprzeczka i musieliśmy rozstać się na trochę. Jednak przez te pare dni zrozumieliśmy, że nie potrafimy bez siebie żyć. -odpowiedział szczerze Liam. Teraz pora na mnie...-Sa... -zająkałem się, lecz po chwili szybko poprawiłem swój błąd, mając nadzieję, że nikt nie zauważył. -Eleanor i ja tworzymy najlepszą parę na świecie. Mam nadzieję, że już zawsze będziemy razem. -odpowiedziałem szybko i na potwierdzenie swoich słów pokiwałem głową, uśmiechając się szeroko.
-Słyszycie dziewczyny? Niestety na tą trójkę nie macie już szans, jednak Niall i Harry nadal są do wzięcia, prawda?
-Podoba mi się wiele dziewczyn, jednak nadal czekam na tą jedyną. -wyjaśnił Hazza.
-Ja także. -odpowiedział Nialler, lecz w jego głosie można było usłyszeć lekkie zawachanie. A może jedynie mi się wydawało...
Wywiad trwał jeszcze przez kilka minut, tak więc już po chwili pogliśmy opuścić studio i wracać do domu. Zmęczeni wsiedliśmy do samochodu i każdy znalazł dla siebie odpowiednie zajęcie. Moim było wsłuchiwanie się w cichą muzykę wydobywającą się z radia i rozmyślanie nad tym co dziś powiedziałem. Gdy zapytano mnie o mój związek, przez chwilę chciałem wypowiedzieć imię Samantha. Sam nie wiem dlaczego, przecież praktycznie nie znam tej dziewczyny...
* * *
Witam was po mojej dość długiej nieobecności (prawie miesiąc!), nie wiem czy ktoś jeszcze o mnie pamięta, bo muszę przyznać, że wczoraj rano nawet rozmyślałam nad zawieszeniem bloga. Jednak moja kochana kuzynka powiedziała mi, żebym dodała w końcu rozdział i wtedy zrozumiałam, że CHYBA to co piszę ma sens! ;D
Rozdział nie wyszedł w ogóle po mojej myśli, ale kiedyś przecież musiałam go dodać, wiec jest jak jest. Jest krótki, ale to dlatego, że nie mam kompletnie czasu. Mam nadzieję, że niedługo skończy się ta ciągła nauka i będę miała więcej czasu dla was. A jak na razie musicie mi wybaczyć, że tak rzadko dodaję rozdziały...
Czekam na wasze opinie! ;*
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
niedziela, 7 kwietnia 2013
Trzeci
Samantha
Zmęczona, ale także zadowolona z nowej pracy wróciłam z Em do hotelu. Było koło godziny 18 więc od razu poszłyśmy do restauracji na obiadokolacje. Liczyłam, że znów zobaczę tego kelnera co rano, jednak myliłam się... Następnie wróciłyśmy do swoich pokoi. Wyjęłam telefon z kieszeni i położyłam się na łóżko. Chwilę zastanawiałam się nad zadzwonieniem do chłopaka. Jednak odważyłam się jedynie na sms'a. Może wyglądam na odważną, ale na prawdę jestem dość nieśmiała...
Do: Kelner
Ładnie to tak podrywać klientki?
Wysłałam krótką wiadomość. Nie musiałam czekać długo na odpowiedź.
Od: Kelner
Jeśli są ładne to wolno ;) Jestem Josh, a ty?
Szybko zmieniłam nazwę numeru z Kelner na Josh i odpisałam.
Do: Josh
Haha, ja ładna? Samantha.
Od: Josh
Może wybierzemy się jutro razem na spacer?
Do: Josh
Chciałabym, ale od rana jestem zajęta.
Od: Josh
Ohh, szkoda. Może spotkamy się kiedy indziej.
Do: Josh
Jasne. Cześć!
Odłożyłam komórkę na szafkę i przez chwilę po prostu leżałam na łóżku myśląc o bezsensownych rzeczach. Nie wiem czego ten Josh ode mnie teraz oczekuje, ale na pewno w moim życiu nie ma teraz miejsca na miłość... Spojrzałam na wyświetlacz: 19:46. Wyszłam z pokoju i poszłam sprawdzić co robi Emily. Zapukałam do jej drzwi, a gdy usłyszałam pozwolenie weszłam do środka. Em także leżała na łóżku z telefonem w ręku.
-Co tam? Nudzi mi się. -powiedziałam wykrzywiając usta w grymas.
-Może coś porobimy? -wstała z łóżka i stanęła obok mnie.
-Niby co? -zapytałam
-Choć do Davida. Może będzie miał dla nas jakieś zajęcie.
Zakluczyłyśmy pokuje i ruszyłyśmy w stronę pokoju numer 1. Grzecznie zapukałyśmy i już po chwili mężczyzna otworzył nam drzwi.
-Witam drogie panie! -zaśmiał się. -Coś się stało? Wejdźcie.
-Nie, nic się nie stało. Po prostu strasznie się nudzimy. -usiadłyśmy na kanapie.
-Jeśli chcecie możecie pobawić się z Louisą. Mała nie chce spać.
-Chętnie! -odpowiedziała Em. -A gdzie pani Alice? -zapytała.
-Kilka dni temu wyjechała służbowo na cały miesiąc. Nie łatwo samemu zajmować się dwoma dzieciakami. -zaśmiał się David.
-Dwoma? -zapytałam zdziwiona.
-Tak. Jest jeszcze Tommy. Jeśli chcecie możecie do nich zajrzeć. -zaproponował mężczyzna. Skinęłyśmy tylko głowami i poszłyśmy w stronę drugich drzwi prowadzących do pokoju dzieci. Cicho otworzyłyśmy drzwi i zajrzałyśmy do środka.
Jakiś chłopiec, zapewne Tommy, siedział na podłodze i bawił się klockami, a w małym łóżeczku obok leżała słodka dziewczynka -Louisa. Emi często mi o niej opowiada jaka to ona jest prześliczna i miała rację!
-Emily? -zapytał chłopiec, kiedy zorientował się, że tu stoimy. -A to kto? -dodał wskazując na mnie palcem.
-Hej Tommy! To moja przyjaciółka Samantha. Ale urosłeś! -Emily podbiegła do Tommiego, by po chwili mocno go wyściskać.
-Już, już! Puszczaj! -powiedział brunet z grymasem. A wyglądał na takiego miłego dzieciaczka! Em zaśmiała się głośno i poczochrała mu fryzurę.
-Mogę podejść do Louisy? -zapytałam nieśmiało.
-Jeśli chce ci się ją niańczyć to czemu nie. -Em wzruszyła ramionami.
Powolutku podeszłam do łóżeczka.
-Hej mała. -powiedziałam do dziecka. -Jestem Samantha. -uwielbiam małe dzieci i uważam, że mam do nich świetne podejście.
-Czesc Samantha! -wykrzyknęła Lou.
-Chcesz się w coś pobawić? -zapytałam dziewczynki.
-Tak! Tak! W chowanego! -odpowiedziała. Sprawnie wyjęłam ją z łóżeczka i postawiłam na podłogę. Nawet dość szybko mnie polubiła. -pomyślałam i zanim się zorientowałam mała już gdzieś się schowała. Oczywiście jak to na trzylatka przystało schowała się tak, że od razu ją znalazłam. Jednak udawałam, że nadal jej nie widzę.
-Gdzie jest Louisa? -zapytałam wodząc wzrokiem po pokoju.
-Tu jestem! -wykrzyknęła i przybiegła do mnie.
Bawiłyśmy się jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu Lou zasnęła mi na kolanach. Włożyłam ją do łóżeczka i wyszłyśmy z pokoju. David siedział na kanapie i oglądał mecz.
-Już idziecie? -zapytał.
-Tak, dzieci były już tak zmęczone, że zasnęły. -odpowiedziałam ze śmiechem.
-Dobranoc! -pożegnałyśmy się razem z Em.
-Dobranoc! -odpowiedział nam i wrócił do oglądania.
Już po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w piżamę. Nie byłam jeszcze zmęczona więc zajęłam się rozpakowaniem walizki. Przeniosłam wszystkie ubrania do szafy. Nastawiłam budzik na 7.50 i dopiero wtedy położyłam się spać. Już po chwili odpłynęłam do krainy morfeusza.
*
Obudziło mnie głośne pikanie budzika. Jak ja nienawidzę tego dźwięku! Po omacku wymacałam go ręką i nacisnęłam górny przycisk, jednocześnie wyłączając nieznośne urządzenie.
Więc i tak muszę wstać. Nie mogę się spóźnić w pierwszy dzień pracy. -pomyślałam i leniwie wstałam z łóżka. Odsłoniłam firanę i ujrzałam zachmurzone niebo. Jak to w Anglii... Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej czystą bieliznę, bluzkę, czerwone rurki i długi, niebieski sweter z wielkim sercem. Poszłam do toalety i zażyłam orzeźwiający prysznic. Ubrałam się i pomalowałam. Następnie rozczesałam długie włosy i zrobiłam niedbałego koka. Zabrałam z pokoju torbę i telefon, a następnie wyszłam z hotelu. Podjechałam taksówką pod sam butik i weszłam do środka.
-Punktualnie. -zaśmiała się Eleanor, jedynie uśmiechnęłam się do niej. -Otwieramy za 10 minut. Rozłóż wszystkie rzeczy z tych kartonów -powiedziała wskazując palcem na stertę różnej wielkości kartonów w schowku -na te wieszaki. -dodała.
Podeszłam bliżej kartonów i zaczęłam wyciągać z nich ubrania. Musi to być jakiś na prawdę dobry sklep, bo wszystkie były z drogiej firmy.
-Gdy przyjdą pierwsi klijenci nie przeszkadzaj sobie, obsłużę ich. -oznajmiła El.
Przez kolejne dziesięć minut zajęłam się rozkładaniem wszystkich ubrań. Potem zaczęli schodzić się tu ludzie. Było ich na prawdę mnustwo i sama dziwiłam się jak Calder daje sobie z nimi sama radę. Jednak widać, że ma do tego smykałkę. W pewnym momencie do sklepu wszedł zdyszany chłopak. Sama zwróciłam na niego uwagę. Był to wysoki szatyn, który od razu wydał mi się bardzo znajomy, ale niestety nie mam pojęcia skąd.
-Pracujesz tu? -podszedł na mnie i głośno odsapnął.
-Tak. Od dziś. -uśmiechnęłam się w jego stronę, od razu odwzajemnił uśmiech ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
-Gdzie Eleanor? -zapytał szukając ją wzrokiem.
-Obsługuje klijentów. -odpowiedziałam wskazując na szefową.
-Pewnie mnie znasz, ale i tak się przedstawie. -chłopak zaśmiałsię dźwięcznie. -Jestem Louis Tomlinson. Dopiero wtedy wszystko wydało mi się jasne! Znam go z tego zespołu... One Direction! Większość dziewczyn dałaby się zabić, by tylko być na moim miejscu i poznać Louisa Tomlinsona. -uśmiechnęłam się w duchu na tą myśl.
-Samantha Bardsley. -uśmiechnęłam się słodko.
-To ja muszę już iść. Chciałem tylko powiedzieć coś Eleanor, ale widzę, że ma dużo pracy, więc nie będę przeszkadzał. -chłopak już chciał wychodzić, gdy podbiegłam do niego.
-Jeśli chcesz mogę jej później przekazać. -zaproponowałam.
-Ohh, dziękuję. Więc powiec jej, że jutro nie może przyjśc, bo mamy jakiś nagły wywiad.
-Jasne. Przekażę jej.
-To ja już lecę. Cześć Samantha! -rzucił na odchodne.
-Cześć. -odpowiedziałam i zabrałam się za dalsze wypakowywanie kartonów. Zostało mi jeszcze tylko pięć, więc szybko mi to poszło. Poszłam zakomunikować Calder, że skończyłam rozpakowywanie kartonów.
-Właśnie skończyłam. Co teraz? -zapytałam.
-Możesz już wracac do domu. Na pewno jesteś zmęczona po całym dniu. -Eleanor uśmiechnęła się do mnie i pośpiesznie przytuliła.
-Cieszę się, że razem pracujemy. Mam nadzieję, że niedługo się zaprzyjaźnimy.
-Chętnie. -powiedziałam entuzjastycznie. -Aha! Zapomiałam ci powiedzieć, że Louis był dziś w sklepie i... -nie dokończyłam wypowiedzi, bo El przerwała mi.
-Louis tu był? -zaćwiergotała radośnie. -Dlaczego do mnie nie podszedł? -odpowiedziała robiąc zabawną, smutną minkę.
-Widział, że jesteś zajęta i stwierdził, że nie będzie ci przeszkadzać. -odpowiedziałam. -Miałam ci przekazać, że nie możesz do niego jutro iść, bo mają wywiad, czy coś. -powiedziałam wymachując rekoma.
-Ahhh, dzięki.
-Jeśli mogę zapytać... Louis to twój brat? -słyszałam, że Tomlinson ma dużo sióstr, więc pomyślałam, że to jedna z nich. Jednak jak zwykle się pomyliłam, gdyż usłyszałam ze strony El głośny śmiech.
-Nie, Lou to nie mój brat. Jesteśmy parą już od około dwóch lat. -wyjaśniła, a ja sama zaśmiałam się z popełnionej przed chwilą gafy.
-To ja już lecę. -pożegnałam się machając ręką w jej stronę.
Zdziwiłam się zachowaniem Eleanor. Jest dla mnie taka miła, a tak na prawdę w ogóle mnie nie zna. Zresztą to dobrze. Wygląda na przyjazną dziewczynę.
Postanowiłam pobyć chwilę na świerzym powietrzu, więc usiadłam na poblizkiej ławeczce, wygodnie opierając się o nią. Przymknęłam oczy i głośno odsapnęłam.
-Samantha? -usłyszałam znajomy głos. Speszona szybko otworzyłam oczy.
-Josh. Co tu robisz? -zapytałam z uśmiechem.
-Mam dziś wolne, więc postanowiłem wybrać się na milkshak'a. W pobliżu jest świetny bar. -usmiechnął się. -Ale to ja powinienem zapytać co ty tu robisz? -zaśmiał się, siadając obok mnie. -Mówiłaś, że jesteś dziś zajęta.
-Bo byłam, ale szybciej skończyłam pracę. -wyjaśniłam.
-Może pójdziemy razem? -zaproponował Josh.
-Jasne. -odpowiedziałam. Wstaliśmy z ławki i poszliśmy w stronę baru.
*
-Więc mówisz, że jesteś z Chorwacji? -zapytał Josh, popijając zamówiony napój. -Zawsze chciałem tam pojechać!
-Na prawdę? Dlaczego więc tego nie zrobiłeś? -spytałam.
-Po prostu nie mam na to czasu. -zaśmiał się.
-Więc kiedyś musisz się tam wybrać. Chorwacja to na prawdę cudowny kraj.
-Więc dlaczego wyjechałaś? -zapytał.
-Chciałam zapomieć. O wszystkich bolesnych chwilach związanych z tym krajem. -odpowiedziałam smutno. Wspomnienia powróciły z zdwojoną siłą, a do moich oczu zaczęły napływać łzy. Zamrugałam kilka razy, by Josh nie zauważył, że płaczę.
-O czym mówisz? -zapytał, patrząc prosto w moje oczy.
-Moi rodzice nie żyją od trzech lat. -odpowiedziałam.
-Przykro mi. -odpowiedział, otulając moje dłonie leżące na stoliku swoimi. Uśmiechnęłam się smutno w jego stronę.
-Zmieńmy temat. Trudno mi o tym rozmawiać. -poprosiłam.
Josh ma w sobie wiele pozytywnej energi i szybko mnie nią zaraził, a ja już po chwili zapomniałam o smutku. Siedzieliśmy w barze jeszcze około pół godziny rozmawiając i śmiejąc się z błachych rzeczy.
-To ja już muszę wracać. -oznajmiłam, wstając od stolika.
-Zaczekaj! -zawołał. -Odwiozę cię do hotelu.
Wyszliśmy na zewnątrz i poszliśmy do samochodu Josha, który stał niedaleko. Szybko znaleźliśmy się pod hotelem. Chłopak odstawił auto i razem wyszliśmy. Już po chwili staliśmy pod drzwiami mojego pokoju.
-Dziękuję. -powiedziałam do Josha.
-To ja dziękuję, że spędziłaś ze mną czas. -odpowiedział.
Zbliżyłam się do niego i złożyłam pośpiesznego całuca na policzku Josha.
-Dobranoc. -rzuciłam, wchodząc do pokoju.
-Do jutra. -odpowiedział.
Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko z wielkim uśmiechem.
Zauważyłam, że bardzo mało czasu spędzam w pokoju i prawie wcale nie wiem co w nim jest! Na przeciw łóżka wisi szafa, a sama nie wiem co jest w środku! Szybko podeszłam bliżej i otworzyłam ją. Otworzyłam szeroko oczy z zaskoczenia, za drzwiczkami szafy krył się wielki telewizor plazmowy o którego istnieniu na prawdę nie wiedziałam.
Byłam strasznie głodna, ale nie miałam już chęci schodzić na dół do restauracji, więc zamówiłam jedzenie przez telefon i już po chwili dostarczono mi je. Wszystko było pyszne, więc z pełnym brzuchem położyłam się pod kołdrę i zasnęłam.
* * *
Ogólnie to dopiero teraz zacznie się coś dziać w opowiadaniu. Mamy dopiero trzeci rozdział, a ja nie chcę żeby wszystko się działo tak szybko, że przy pierwszym rozdziale się spotykają a w trzecim już pierwszy pocałunek itp ;D
Tak więc... Co myślicie o trójeczce? Jeśli macie jakieś uwagi to bardzo was proszę, abyście mi o nich napisali, bo inaczej nigdy nie będę potrafiła pisać DOBRZE.
Zmęczona, ale także zadowolona z nowej pracy wróciłam z Em do hotelu. Było koło godziny 18 więc od razu poszłyśmy do restauracji na obiadokolacje. Liczyłam, że znów zobaczę tego kelnera co rano, jednak myliłam się... Następnie wróciłyśmy do swoich pokoi. Wyjęłam telefon z kieszeni i położyłam się na łóżko. Chwilę zastanawiałam się nad zadzwonieniem do chłopaka. Jednak odważyłam się jedynie na sms'a. Może wyglądam na odważną, ale na prawdę jestem dość nieśmiała...
Do: Kelner
Ładnie to tak podrywać klientki?
Wysłałam krótką wiadomość. Nie musiałam czekać długo na odpowiedź.
Od: Kelner
Jeśli są ładne to wolno ;) Jestem Josh, a ty?
Szybko zmieniłam nazwę numeru z Kelner na Josh i odpisałam.
Do: Josh
Haha, ja ładna? Samantha.
Od: Josh
Może wybierzemy się jutro razem na spacer?
Do: Josh
Chciałabym, ale od rana jestem zajęta.
Od: Josh
Ohh, szkoda. Może spotkamy się kiedy indziej.
Do: Josh
Jasne. Cześć!
Odłożyłam komórkę na szafkę i przez chwilę po prostu leżałam na łóżku myśląc o bezsensownych rzeczach. Nie wiem czego ten Josh ode mnie teraz oczekuje, ale na pewno w moim życiu nie ma teraz miejsca na miłość... Spojrzałam na wyświetlacz: 19:46. Wyszłam z pokoju i poszłam sprawdzić co robi Emily. Zapukałam do jej drzwi, a gdy usłyszałam pozwolenie weszłam do środka. Em także leżała na łóżku z telefonem w ręku.
-Co tam? Nudzi mi się. -powiedziałam wykrzywiając usta w grymas.
-Może coś porobimy? -wstała z łóżka i stanęła obok mnie.
-Niby co? -zapytałam
-Choć do Davida. Może będzie miał dla nas jakieś zajęcie.
Zakluczyłyśmy pokuje i ruszyłyśmy w stronę pokoju numer 1. Grzecznie zapukałyśmy i już po chwili mężczyzna otworzył nam drzwi.
-Witam drogie panie! -zaśmiał się. -Coś się stało? Wejdźcie.
-Nie, nic się nie stało. Po prostu strasznie się nudzimy. -usiadłyśmy na kanapie.
-Jeśli chcecie możecie pobawić się z Louisą. Mała nie chce spać.
-Chętnie! -odpowiedziała Em. -A gdzie pani Alice? -zapytała.
-Kilka dni temu wyjechała służbowo na cały miesiąc. Nie łatwo samemu zajmować się dwoma dzieciakami. -zaśmiał się David.
-Dwoma? -zapytałam zdziwiona.
-Tak. Jest jeszcze Tommy. Jeśli chcecie możecie do nich zajrzeć. -zaproponował mężczyzna. Skinęłyśmy tylko głowami i poszłyśmy w stronę drugich drzwi prowadzących do pokoju dzieci. Cicho otworzyłyśmy drzwi i zajrzałyśmy do środka.
Jakiś chłopiec, zapewne Tommy, siedział na podłodze i bawił się klockami, a w małym łóżeczku obok leżała słodka dziewczynka -Louisa. Emi często mi o niej opowiada jaka to ona jest prześliczna i miała rację!
-Emily? -zapytał chłopiec, kiedy zorientował się, że tu stoimy. -A to kto? -dodał wskazując na mnie palcem.
-Hej Tommy! To moja przyjaciółka Samantha. Ale urosłeś! -Emily podbiegła do Tommiego, by po chwili mocno go wyściskać.
-Już, już! Puszczaj! -powiedział brunet z grymasem. A wyglądał na takiego miłego dzieciaczka! Em zaśmiała się głośno i poczochrała mu fryzurę.
-Mogę podejść do Louisy? -zapytałam nieśmiało.
-Jeśli chce ci się ją niańczyć to czemu nie. -Em wzruszyła ramionami.
Powolutku podeszłam do łóżeczka.
-Hej mała. -powiedziałam do dziecka. -Jestem Samantha. -uwielbiam małe dzieci i uważam, że mam do nich świetne podejście.
-Czesc Samantha! -wykrzyknęła Lou.
-Chcesz się w coś pobawić? -zapytałam dziewczynki.
-Tak! Tak! W chowanego! -odpowiedziała. Sprawnie wyjęłam ją z łóżeczka i postawiłam na podłogę. Nawet dość szybko mnie polubiła. -pomyślałam i zanim się zorientowałam mała już gdzieś się schowała. Oczywiście jak to na trzylatka przystało schowała się tak, że od razu ją znalazłam. Jednak udawałam, że nadal jej nie widzę.
-Gdzie jest Louisa? -zapytałam wodząc wzrokiem po pokoju.
-Tu jestem! -wykrzyknęła i przybiegła do mnie.
Bawiłyśmy się jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu Lou zasnęła mi na kolanach. Włożyłam ją do łóżeczka i wyszłyśmy z pokoju. David siedział na kanapie i oglądał mecz.
-Już idziecie? -zapytał.
-Tak, dzieci były już tak zmęczone, że zasnęły. -odpowiedziałam ze śmiechem.
-Dobranoc! -pożegnałyśmy się razem z Em.
-Dobranoc! -odpowiedział nam i wrócił do oglądania.
Już po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w piżamę. Nie byłam jeszcze zmęczona więc zajęłam się rozpakowaniem walizki. Przeniosłam wszystkie ubrania do szafy. Nastawiłam budzik na 7.50 i dopiero wtedy położyłam się spać. Już po chwili odpłynęłam do krainy morfeusza.
*
Obudziło mnie głośne pikanie budzika. Jak ja nienawidzę tego dźwięku! Po omacku wymacałam go ręką i nacisnęłam górny przycisk, jednocześnie wyłączając nieznośne urządzenie.
Więc i tak muszę wstać. Nie mogę się spóźnić w pierwszy dzień pracy. -pomyślałam i leniwie wstałam z łóżka. Odsłoniłam firanę i ujrzałam zachmurzone niebo. Jak to w Anglii... Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej czystą bieliznę, bluzkę, czerwone rurki i długi, niebieski sweter z wielkim sercem. Poszłam do toalety i zażyłam orzeźwiający prysznic. Ubrałam się i pomalowałam. Następnie rozczesałam długie włosy i zrobiłam niedbałego koka. Zabrałam z pokoju torbę i telefon, a następnie wyszłam z hotelu. Podjechałam taksówką pod sam butik i weszłam do środka.
-Punktualnie. -zaśmiała się Eleanor, jedynie uśmiechnęłam się do niej. -Otwieramy za 10 minut. Rozłóż wszystkie rzeczy z tych kartonów -powiedziała wskazując palcem na stertę różnej wielkości kartonów w schowku -na te wieszaki. -dodała.
Podeszłam bliżej kartonów i zaczęłam wyciągać z nich ubrania. Musi to być jakiś na prawdę dobry sklep, bo wszystkie były z drogiej firmy.
-Gdy przyjdą pierwsi klijenci nie przeszkadzaj sobie, obsłużę ich. -oznajmiła El.
Przez kolejne dziesięć minut zajęłam się rozkładaniem wszystkich ubrań. Potem zaczęli schodzić się tu ludzie. Było ich na prawdę mnustwo i sama dziwiłam się jak Calder daje sobie z nimi sama radę. Jednak widać, że ma do tego smykałkę. W pewnym momencie do sklepu wszedł zdyszany chłopak. Sama zwróciłam na niego uwagę. Był to wysoki szatyn, który od razu wydał mi się bardzo znajomy, ale niestety nie mam pojęcia skąd.
-Pracujesz tu? -podszedł na mnie i głośno odsapnął.
-Tak. Od dziś. -uśmiechnęłam się w jego stronę, od razu odwzajemnił uśmiech ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
-Gdzie Eleanor? -zapytał szukając ją wzrokiem.
-Obsługuje klijentów. -odpowiedziałam wskazując na szefową.
-Pewnie mnie znasz, ale i tak się przedstawie. -chłopak zaśmiałsię dźwięcznie. -Jestem Louis Tomlinson. Dopiero wtedy wszystko wydało mi się jasne! Znam go z tego zespołu... One Direction! Większość dziewczyn dałaby się zabić, by tylko być na moim miejscu i poznać Louisa Tomlinsona. -uśmiechnęłam się w duchu na tą myśl.
-Samantha Bardsley. -uśmiechnęłam się słodko.
-To ja muszę już iść. Chciałem tylko powiedzieć coś Eleanor, ale widzę, że ma dużo pracy, więc nie będę przeszkadzał. -chłopak już chciał wychodzić, gdy podbiegłam do niego.
-Jeśli chcesz mogę jej później przekazać. -zaproponowałam.
-Ohh, dziękuję. Więc powiec jej, że jutro nie może przyjśc, bo mamy jakiś nagły wywiad.
-Jasne. Przekażę jej.
-To ja już lecę. Cześć Samantha! -rzucił na odchodne.
-Cześć. -odpowiedziałam i zabrałam się za dalsze wypakowywanie kartonów. Zostało mi jeszcze tylko pięć, więc szybko mi to poszło. Poszłam zakomunikować Calder, że skończyłam rozpakowywanie kartonów.
-Właśnie skończyłam. Co teraz? -zapytałam.
-Możesz już wracac do domu. Na pewno jesteś zmęczona po całym dniu. -Eleanor uśmiechnęła się do mnie i pośpiesznie przytuliła.
-Cieszę się, że razem pracujemy. Mam nadzieję, że niedługo się zaprzyjaźnimy.
-Chętnie. -powiedziałam entuzjastycznie. -Aha! Zapomiałam ci powiedzieć, że Louis był dziś w sklepie i... -nie dokończyłam wypowiedzi, bo El przerwała mi.
-Louis tu był? -zaćwiergotała radośnie. -Dlaczego do mnie nie podszedł? -odpowiedziała robiąc zabawną, smutną minkę.
-Widział, że jesteś zajęta i stwierdził, że nie będzie ci przeszkadzać. -odpowiedziałam. -Miałam ci przekazać, że nie możesz do niego jutro iść, bo mają wywiad, czy coś. -powiedziałam wymachując rekoma.
-Ahhh, dzięki.
-Jeśli mogę zapytać... Louis to twój brat? -słyszałam, że Tomlinson ma dużo sióstr, więc pomyślałam, że to jedna z nich. Jednak jak zwykle się pomyliłam, gdyż usłyszałam ze strony El głośny śmiech.
-Nie, Lou to nie mój brat. Jesteśmy parą już od około dwóch lat. -wyjaśniła, a ja sama zaśmiałam się z popełnionej przed chwilą gafy.
-To ja już lecę. -pożegnałam się machając ręką w jej stronę.
Zdziwiłam się zachowaniem Eleanor. Jest dla mnie taka miła, a tak na prawdę w ogóle mnie nie zna. Zresztą to dobrze. Wygląda na przyjazną dziewczynę.
Postanowiłam pobyć chwilę na świerzym powietrzu, więc usiadłam na poblizkiej ławeczce, wygodnie opierając się o nią. Przymknęłam oczy i głośno odsapnęłam.
-Samantha? -usłyszałam znajomy głos. Speszona szybko otworzyłam oczy.
-Josh. Co tu robisz? -zapytałam z uśmiechem.
-Mam dziś wolne, więc postanowiłem wybrać się na milkshak'a. W pobliżu jest świetny bar. -usmiechnął się. -Ale to ja powinienem zapytać co ty tu robisz? -zaśmiał się, siadając obok mnie. -Mówiłaś, że jesteś dziś zajęta.
-Bo byłam, ale szybciej skończyłam pracę. -wyjaśniłam.
-Może pójdziemy razem? -zaproponował Josh.
-Jasne. -odpowiedziałam. Wstaliśmy z ławki i poszliśmy w stronę baru.
*
-Więc mówisz, że jesteś z Chorwacji? -zapytał Josh, popijając zamówiony napój. -Zawsze chciałem tam pojechać!
-Na prawdę? Dlaczego więc tego nie zrobiłeś? -spytałam.
-Po prostu nie mam na to czasu. -zaśmiał się.
-Więc kiedyś musisz się tam wybrać. Chorwacja to na prawdę cudowny kraj.
-Więc dlaczego wyjechałaś? -zapytał.
-Chciałam zapomieć. O wszystkich bolesnych chwilach związanych z tym krajem. -odpowiedziałam smutno. Wspomnienia powróciły z zdwojoną siłą, a do moich oczu zaczęły napływać łzy. Zamrugałam kilka razy, by Josh nie zauważył, że płaczę.
-O czym mówisz? -zapytał, patrząc prosto w moje oczy.
-Moi rodzice nie żyją od trzech lat. -odpowiedziałam.
-Przykro mi. -odpowiedział, otulając moje dłonie leżące na stoliku swoimi. Uśmiechnęłam się smutno w jego stronę.
-Zmieńmy temat. Trudno mi o tym rozmawiać. -poprosiłam.
Josh ma w sobie wiele pozytywnej energi i szybko mnie nią zaraził, a ja już po chwili zapomniałam o smutku. Siedzieliśmy w barze jeszcze około pół godziny rozmawiając i śmiejąc się z błachych rzeczy.
-To ja już muszę wracać. -oznajmiłam, wstając od stolika.
-Zaczekaj! -zawołał. -Odwiozę cię do hotelu.
Wyszliśmy na zewnątrz i poszliśmy do samochodu Josha, który stał niedaleko. Szybko znaleźliśmy się pod hotelem. Chłopak odstawił auto i razem wyszliśmy. Już po chwili staliśmy pod drzwiami mojego pokoju.
-Dziękuję. -powiedziałam do Josha.
-To ja dziękuję, że spędziłaś ze mną czas. -odpowiedział.
Zbliżyłam się do niego i złożyłam pośpiesznego całuca na policzku Josha.
-Dobranoc. -rzuciłam, wchodząc do pokoju.
-Do jutra. -odpowiedział.
Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko z wielkim uśmiechem.
Zauważyłam, że bardzo mało czasu spędzam w pokoju i prawie wcale nie wiem co w nim jest! Na przeciw łóżka wisi szafa, a sama nie wiem co jest w środku! Szybko podeszłam bliżej i otworzyłam ją. Otworzyłam szeroko oczy z zaskoczenia, za drzwiczkami szafy krył się wielki telewizor plazmowy o którego istnieniu na prawdę nie wiedziałam.
Byłam strasznie głodna, ale nie miałam już chęci schodzić na dół do restauracji, więc zamówiłam jedzenie przez telefon i już po chwili dostarczono mi je. Wszystko było pyszne, więc z pełnym brzuchem położyłam się pod kołdrę i zasnęłam.
* * *
Ogólnie to dopiero teraz zacznie się coś dziać w opowiadaniu. Mamy dopiero trzeci rozdział, a ja nie chcę żeby wszystko się działo tak szybko, że przy pierwszym rozdziale się spotykają a w trzecim już pierwszy pocałunek itp ;D
Tak więc... Co myślicie o trójeczce? Jeśli macie jakieś uwagi to bardzo was proszę, abyście mi o nich napisali, bo inaczej nigdy nie będę potrafiła pisać DOBRZE.
środa, 3 kwietnia 2013
Drugi
Drugi
Samantha
Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Niemrawo podniosłam powieki i rozejrzałam się po pokoju. A więc to jednak nie był sen. Ja na prawdę tu jestem... -pomyślałam z nieświadomym uśmiechem na ustach. Głośny hałas nadal nie ustępował, więc wstałam z łóżka i leniwym krokiem podeszłam do drzwi, by następnie je otworzyć.
-Nie wiedziałam, że z ciebie taki ranny ptaszek. -powiedziałam do Emily, która z ogromnym uśmiechem przyglądała mi się.
-Jest już prawie dwunasta, ale jeśli chcesz to możesz sobie dalej spać. -dziewczyna zaśmiała się głośno i weszła do mojego pokoju. -Jak ci się podoba nowe mieszkanie?
-Jeszcze pytasz? Jest cudowne! -odpowiedziałam podekscytowana.
-W końcu to pięciogwiazdkowy hotel. -oznajmiła Em i usiadła na moim łóżku. -Całkiem wygodne.
-Tak, wiem. -uśmiechnęłam się szeroko. -Jadłaś już śniadanie? -zapytałam.
-Nie, czekam na ciebie, bo jeszcze mi się tu zgubisz. -odpowiedziała Em śmiejąc się.
-Miło. -powiedziałam sarkastycznie. -Teraz wynocha stąd. Muszę się ubrać. -mówiłam ciągnąc przyjaciółkę w stronę drzwi.
-Masz dziesięć minut! -krzyknęła już z korytarza.
Wyjęłam walizkę spod łóżka i otworzyłam ją. Zaśmiałam się w myślach na samo wspomnienie o wczorajszym wydarzeniu związanym właśnie z tą walizką. Wyciągnęłam dla siebie czyste ubrania, kosmetyczkę i resztę potrzebnych rzeczy, a następnie skierowałam się w stronę łazienki. Odbyłam długą poranną toaletę, gdyż w między czasie ustawiałam kosmetyki, perfumy i inne przedmioty na półkach w łazience. Gdy byłam w miarę gotowa, lekko podkręciłam rzęsy i wyszłam na korytarz. Nigdzie nie zauważyłam Em, więc zapukałam do jej pokoju. Nikt nie otworzył. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie- 12.30.
Więc jednak muszę radzić sobie sama... Przecież nie ma nic trudnego w znalezieniu głupiej restauracji! -pomyślałam i ruszyłam w stronę schodów.
Na dole ujrzałam niestety nie to na co oczekiwałam. Mnóstwo różnych drzwi, a ja nie wiedziałam do których wejść. Tu jest numer 16, więc tu jest 15, 14, 13... 1, recepcja! Nieśmiało otworzyłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Od zawsze wpadam w panikę, gdy jestem w nowym budynku i boję się, że się zgubiłam. To taka trauma z dzieciństwa.
Podeszłam do recepcjonistki.
-Przepraszam bardzo, gdzie znajdę restaurację? -zapytałam grzecznie.
-Drugie drzwi po prawej. -odpowiedziała.
-Dziękuję. -odpowiedziałam zgodnie z manierami i ruszyłam w tamtą stronę.Gdy przekroczyłam próg od razu wpadła mi w oko dobrze znana mi sylwetka Emily. Podeszłam do jej stolika i spojrzałam na nią wzrokiem mordercy.
-Mówiłam dziesięć minut. Nie chciało mi się dłużej czekać, więc uznałam, że dasz sobie radę sama tu dojść. Widocznie za bardzo doceniam twoje możliwości. -uśmiechnęła się przepraszająco i poklepała ręką krzesło obok, abym usiadła. -Wiesz, mają tu cudowne żarcie! -dodała Emi.
-Tak, tak dla ciebie wszędzie jest cudowne żarcie. -zaakcentowałam dwa ostatnie wyrazy, na co obie głośno się zaśmiałyśmy.
-Wiesz ty co? -powiedziała udając obrażoną. -Ja po prostu uwielbiam jeść. -wzruszyła ramionami.
-Dzień dobry. Co podać? -zapytał jakiś kelner.
Spojrzałam w menu i chwilę zastanawiałam się nad wyborem.
-Poproszę jajecznicę na bekonie i dwie kanapki z serem. -uśmiechnęłam się w stronę przystojnego kelnera.
-Coś do picia?
-Herbatę z cytryną. -chłopak zapisał zamówienie i odszedł.
-Widziałaś jak cię podrywał? -zapytała Emily.
-Niby jak? -odpowiedziałam ze śmiechem.
-Uśmiechem i wzrokiem... Zobaczysz, będzie chciał się z tobą umówić!
-Już to widzę. -zaśmiałam się, gdy akurat zjawił się ten sam chłopak z moim śniadaniem.
Podziękowałam i zabrałam się za konsumowanie jedzenia. Gdy wreszcie skończyłam zauważyłam w roku tacy małą karteczkę z jakimś numerem.
-Emi, powinnaś zostać wróżbitką. -powiedziałam do przyjaciółki.
-Dlaczego? -zapytała zaciekawiona. Pokazałam jej karteczkę.
-Widzisz? A nie chciałaś mi uwierzyć, że mu się podobasz! Zadzwonisz? -zapytała podekscytowana.
-Nie wiem. Może tak, ale na pewno ci o tym nie powiem.
-Czemu? -zapytała robiąc oczy kota z Shreka.
-Bo będziesz się wtrącała. -wytknęłam język w jej stronę. Włożyłam numer do kieszeni spodni, zabrałam tacę ze stolika i ruszyłam w stronę wyjścia. Emily dopiero po chwili ruszyła za mną.
-Wiesz, że musimy pomyśleć o jakiejś pracy? Przecież nie będziemy zawsze żyły z kasy twoich rodziców. -powiedziałam w trakcie drogi do przyjaciółki, która właśnie znalazła się koło mnie.
-Nadal chcesz pracować w jakimś butiku?
-Oczywiście! Przecież uczyłam się w tym kierunku i nie wyobrażam sobie, siebie w innej pracy. -uśmiechnęłam się w jej stronę. -A ty?
-Fryzjerka. Nie pamiętasz jak już w dzieciństwie się tego uczyłam? -zapytała ze śmiechem.
-Tak, pamiętam. Obciełaś mi wtedy moje piękne, długie włoski! -zaśmiałam się na to wspomnienie. -Może poszukamy sobie jakiejś pracy gdzieś w mieście? -zaproponowałam. -Kiedyś trzeba zacząć.
-Jasne, tylko wezmę telefon i torebkę! -zawołała Em już z pokoju. Ja także poszłam do siebie jedynie po torebkę, bo komórkę miałam już w kieszeni. Korzystając z wolnej chwili zapisałam numer, który dziś dostałam.
-Już jestem! Idziemy? -zapytała Emily.
-Pewnie. -włożyłam telefon z powrotem do kieszeni i wyszłyśmy z hotelu. Złapałyśmy jakąś taksówkę i już po kilkudziesięciu minutach znalazłyśmy się w centrum głównego miasta w Londynie.
Przez kolejne pół godziny chodziłyśmy do różnych sklepów pytając o wolne stanowiska, lecz niestety nikt nie szukał sprzedawczyni w sklepie odzieżowym.
-Popatrz, może tu? -zapytała zmęczona Em wskazując na jakiś nowo utworzony sklep z odzieżą.
-Spróbuję, ale jak tu też mi odmówią pracy, to ja się poddaję. -odpowiedziałam idąc wolno po wysokich schodach prowadzących do sklepu.
-Dzień dobry. -przywitałam się na wejściu.
-Dzień dobry. -odpowiedziała miło sprzedawczyni. Miała na oko 20-21 lat. -W czym mogę pomóc?
-Szukam pracy na stanowisku sprzedawczyni. Szuka może pani pracownic? -zapytałam z nadzieją w głosie. Dziewczyna chwilę się zastanawiała, ale po chwili pewnie odpowiedziała.
-Dopiero kilka dni temu otworzyłam ten sklep i przydałby się ktoś do pomocy. Wiesz coś na temat tej pracy? -zapytała.
-Oczywiście. Studiowałam w tym kierunku i doskonale znam się na tym. -odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Więc masz u mnie pracę! -na te słowa otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Tak szybko się zgodziła?
-Dziękuję pani bardzo! -krzyknęłam, powstrzymując się od rzucenia się jej na szyję z radości. -Kiedy mogę zacząć?
-Po pierwsze nie mów do mnie pani, bo czuję się staro. -zaśmiała się. -Jestem Eleanor Calder. -wyciągnęła dłoń w moją stronę, którą z serdecznością uścisnęłam. -A po drugie możesz zacząć od jutra. -uśmiechnęła się szeroko. -Przyjdź o 8:30.
* * *
Dziękuję Wam, za komentarze pod jedynką! Nawet nie wiecie ile radości sprawiają mi Wasze miłe słowa! Co powiecie na taką historię? Pewnie niektórzy podejrzewają już, co dalej się potoczy ;) xx
Samantha
Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Niemrawo podniosłam powieki i rozejrzałam się po pokoju. A więc to jednak nie był sen. Ja na prawdę tu jestem... -pomyślałam z nieświadomym uśmiechem na ustach. Głośny hałas nadal nie ustępował, więc wstałam z łóżka i leniwym krokiem podeszłam do drzwi, by następnie je otworzyć.
-Nie wiedziałam, że z ciebie taki ranny ptaszek. -powiedziałam do Emily, która z ogromnym uśmiechem przyglądała mi się.
-Jest już prawie dwunasta, ale jeśli chcesz to możesz sobie dalej spać. -dziewczyna zaśmiała się głośno i weszła do mojego pokoju. -Jak ci się podoba nowe mieszkanie?
-Jeszcze pytasz? Jest cudowne! -odpowiedziałam podekscytowana.
-W końcu to pięciogwiazdkowy hotel. -oznajmiła Em i usiadła na moim łóżku. -Całkiem wygodne.
-Tak, wiem. -uśmiechnęłam się szeroko. -Jadłaś już śniadanie? -zapytałam.
-Nie, czekam na ciebie, bo jeszcze mi się tu zgubisz. -odpowiedziała Em śmiejąc się.
-Miło. -powiedziałam sarkastycznie. -Teraz wynocha stąd. Muszę się ubrać. -mówiłam ciągnąc przyjaciółkę w stronę drzwi.
-Masz dziesięć minut! -krzyknęła już z korytarza.
Wyjęłam walizkę spod łóżka i otworzyłam ją. Zaśmiałam się w myślach na samo wspomnienie o wczorajszym wydarzeniu związanym właśnie z tą walizką. Wyciągnęłam dla siebie czyste ubrania, kosmetyczkę i resztę potrzebnych rzeczy, a następnie skierowałam się w stronę łazienki. Odbyłam długą poranną toaletę, gdyż w między czasie ustawiałam kosmetyki, perfumy i inne przedmioty na półkach w łazience. Gdy byłam w miarę gotowa, lekko podkręciłam rzęsy i wyszłam na korytarz. Nigdzie nie zauważyłam Em, więc zapukałam do jej pokoju. Nikt nie otworzył. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie- 12.30.
Więc jednak muszę radzić sobie sama... Przecież nie ma nic trudnego w znalezieniu głupiej restauracji! -pomyślałam i ruszyłam w stronę schodów.
Na dole ujrzałam niestety nie to na co oczekiwałam. Mnóstwo różnych drzwi, a ja nie wiedziałam do których wejść. Tu jest numer 16, więc tu jest 15, 14, 13... 1, recepcja! Nieśmiało otworzyłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Od zawsze wpadam w panikę, gdy jestem w nowym budynku i boję się, że się zgubiłam. To taka trauma z dzieciństwa.
Podeszłam do recepcjonistki.
-Przepraszam bardzo, gdzie znajdę restaurację? -zapytałam grzecznie.
-Drugie drzwi po prawej. -odpowiedziała.
-Dziękuję. -odpowiedziałam zgodnie z manierami i ruszyłam w tamtą stronę.Gdy przekroczyłam próg od razu wpadła mi w oko dobrze znana mi sylwetka Emily. Podeszłam do jej stolika i spojrzałam na nią wzrokiem mordercy.
-Mówiłam dziesięć minut. Nie chciało mi się dłużej czekać, więc uznałam, że dasz sobie radę sama tu dojść. Widocznie za bardzo doceniam twoje możliwości. -uśmiechnęła się przepraszająco i poklepała ręką krzesło obok, abym usiadła. -Wiesz, mają tu cudowne żarcie! -dodała Emi.
-Tak, tak dla ciebie wszędzie jest cudowne żarcie. -zaakcentowałam dwa ostatnie wyrazy, na co obie głośno się zaśmiałyśmy.
-Wiesz ty co? -powiedziała udając obrażoną. -Ja po prostu uwielbiam jeść. -wzruszyła ramionami.
-Dzień dobry. Co podać? -zapytał jakiś kelner.
Spojrzałam w menu i chwilę zastanawiałam się nad wyborem.
-Poproszę jajecznicę na bekonie i dwie kanapki z serem. -uśmiechnęłam się w stronę przystojnego kelnera.
-Coś do picia?
-Herbatę z cytryną. -chłopak zapisał zamówienie i odszedł.
-Widziałaś jak cię podrywał? -zapytała Emily.
-Niby jak? -odpowiedziałam ze śmiechem.
-Uśmiechem i wzrokiem... Zobaczysz, będzie chciał się z tobą umówić!
-Już to widzę. -zaśmiałam się, gdy akurat zjawił się ten sam chłopak z moim śniadaniem.
Podziękowałam i zabrałam się za konsumowanie jedzenia. Gdy wreszcie skończyłam zauważyłam w roku tacy małą karteczkę z jakimś numerem.
-Emi, powinnaś zostać wróżbitką. -powiedziałam do przyjaciółki.
-Dlaczego? -zapytała zaciekawiona. Pokazałam jej karteczkę.
-Widzisz? A nie chciałaś mi uwierzyć, że mu się podobasz! Zadzwonisz? -zapytała podekscytowana.
-Nie wiem. Może tak, ale na pewno ci o tym nie powiem.
-Czemu? -zapytała robiąc oczy kota z Shreka.
-Bo będziesz się wtrącała. -wytknęłam język w jej stronę. Włożyłam numer do kieszeni spodni, zabrałam tacę ze stolika i ruszyłam w stronę wyjścia. Emily dopiero po chwili ruszyła za mną.
-Wiesz, że musimy pomyśleć o jakiejś pracy? Przecież nie będziemy zawsze żyły z kasy twoich rodziców. -powiedziałam w trakcie drogi do przyjaciółki, która właśnie znalazła się koło mnie.
-Nadal chcesz pracować w jakimś butiku?
-Oczywiście! Przecież uczyłam się w tym kierunku i nie wyobrażam sobie, siebie w innej pracy. -uśmiechnęłam się w jej stronę. -A ty?
-Fryzjerka. Nie pamiętasz jak już w dzieciństwie się tego uczyłam? -zapytała ze śmiechem.
-Tak, pamiętam. Obciełaś mi wtedy moje piękne, długie włoski! -zaśmiałam się na to wspomnienie. -Może poszukamy sobie jakiejś pracy gdzieś w mieście? -zaproponowałam. -Kiedyś trzeba zacząć.
-Jasne, tylko wezmę telefon i torebkę! -zawołała Em już z pokoju. Ja także poszłam do siebie jedynie po torebkę, bo komórkę miałam już w kieszeni. Korzystając z wolnej chwili zapisałam numer, który dziś dostałam.
-Już jestem! Idziemy? -zapytała Emily.
-Pewnie. -włożyłam telefon z powrotem do kieszeni i wyszłyśmy z hotelu. Złapałyśmy jakąś taksówkę i już po kilkudziesięciu minutach znalazłyśmy się w centrum głównego miasta w Londynie.
Przez kolejne pół godziny chodziłyśmy do różnych sklepów pytając o wolne stanowiska, lecz niestety nikt nie szukał sprzedawczyni w sklepie odzieżowym.
-Popatrz, może tu? -zapytała zmęczona Em wskazując na jakiś nowo utworzony sklep z odzieżą.
-Spróbuję, ale jak tu też mi odmówią pracy, to ja się poddaję. -odpowiedziałam idąc wolno po wysokich schodach prowadzących do sklepu.
-Dzień dobry. -przywitałam się na wejściu.
-Dzień dobry. -odpowiedziała miło sprzedawczyni. Miała na oko 20-21 lat. -W czym mogę pomóc?
-Szukam pracy na stanowisku sprzedawczyni. Szuka może pani pracownic? -zapytałam z nadzieją w głosie. Dziewczyna chwilę się zastanawiała, ale po chwili pewnie odpowiedziała.
-Dopiero kilka dni temu otworzyłam ten sklep i przydałby się ktoś do pomocy. Wiesz coś na temat tej pracy? -zapytała.
-Oczywiście. Studiowałam w tym kierunku i doskonale znam się na tym. -odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Więc masz u mnie pracę! -na te słowa otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Tak szybko się zgodziła?
-Dziękuję pani bardzo! -krzyknęłam, powstrzymując się od rzucenia się jej na szyję z radości. -Kiedy mogę zacząć?
-Po pierwsze nie mów do mnie pani, bo czuję się staro. -zaśmiała się. -Jestem Eleanor Calder. -wyciągnęła dłoń w moją stronę, którą z serdecznością uścisnęłam. -A po drugie możesz zacząć od jutra. -uśmiechnęła się szeroko. -Przyjdź o 8:30.
* * *
Dziękuję Wam, za komentarze pod jedynką! Nawet nie wiecie ile radości sprawiają mi Wasze miłe słowa! Co powiecie na taką historię? Pewnie niektórzy podejrzewają już, co dalej się potoczy ;) xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)